Słowo na dziś – odwaga.
To dopiero trzeba mieć odwagę – pomyślałem przesłuchując „Elite Feline” jeszcze przed premierą. Druga myśl – nikłe szanse, aby ta płyta znalazła poklask.
No bo czyż nagranie płyty, którą wypełniają jedynie dwie ścieżki, to nie odwaga? Nie takie rzeczy w eksperymentalnym graniu świat widział. To prawda. Ale jeszcze bardziej śmiałe jest to, jak obie kompozycje zostały zbudowane. Zarówno „Rope” jak i „Pointing To A Marvel” mają po 20 minut. W obu przypadkach całość oparta została na jednym powtarzalnym motywie. Zdaję sobie sprawę, że zapewne dla tercetu to żadna odwaga, tylko to, co płynęło z ich umysłów i serc, i inaczej tego sobie wyobrażać po prostu nie mogli. Ale przy swoim określeniu pozostanę.
Obawa o poklask potwierdzać tylko może, że na muzyce się nie znam - od początku zespół zbiera znakomite recenzje. „Poziom światowy” to jedno z częściej używanych tam stwierdzeń. Ów obawa wynikała z faktu, że w obu numerach dzieje się zwyczajnie mało. To wolno sączący się, gęsty i mroczny trans jest na pierwszym miejscu. „Elite Feline” jest esencją kolektywnego odczuwania i tworzenia. Odważnego (dużo razy to dziś tutaj padnie) postawienia na minimalizm formy, darowania sobie tego całego zestawu środków, na które przecież całą trójkę stać. Każdy z nich to muzyk znakomity. A jednak płyną sobie tak przez 40 minut. I żeby was czasem to „sobie” nie zmyliło. Nie ma w tym żadnej frywolności. Czuć koncentrację, skupienie na każdym dźwięku i pełne porozumienie.
Jako że już udowodniłem, że na muzyce się nie znam, mogę pozwolić sobie na dyletanckie podsumowanie. O „Elite Feline” w polskim internecie napisano już właściwie wszystko. Cholernie dużo, jak na tak ascetyczną płytę. Ja nie potrafię tak się nią zachwycić, jak wiele mądrzejszych i bardziej doświadczonych muzycznie osób. Ale za każdym razem, kiedy jej słucham, czuję, że dzieją się tam bardzo ważne rzeczy. I to jest właśnie taka płyta.
W kwietniu gościliśmy ich w Szczecinie w ramach cyklu Tego Słucham. Na żywo panowie generują jeszcze inny rodzaj i pułap energii. To oznacza jedno – tam jeszcze są rezerwy. I wygląda na to, że LOTTO nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa.
To dopiero trzeba mieć odwagę – pomyślałem przesłuchując „Elite Feline” jeszcze przed premierą. Druga myśl – nikłe szanse, aby ta płyta znalazła poklask.
No bo czyż nagranie płyty, którą wypełniają jedynie dwie ścieżki, to nie odwaga? Nie takie rzeczy w eksperymentalnym graniu świat widział. To prawda. Ale jeszcze bardziej śmiałe jest to, jak obie kompozycje zostały zbudowane. Zarówno „Rope” jak i „Pointing To A Marvel” mają po 20 minut. W obu przypadkach całość oparta została na jednym powtarzalnym motywie. Zdaję sobie sprawę, że zapewne dla tercetu to żadna odwaga, tylko to, co płynęło z ich umysłów i serc, i inaczej tego sobie wyobrażać po prostu nie mogli. Ale przy swoim określeniu pozostanę.
Obawa o poklask potwierdzać tylko może, że na muzyce się nie znam - od początku zespół zbiera znakomite recenzje. „Poziom światowy” to jedno z częściej używanych tam stwierdzeń. Ów obawa wynikała z faktu, że w obu numerach dzieje się zwyczajnie mało. To wolno sączący się, gęsty i mroczny trans jest na pierwszym miejscu. „Elite Feline” jest esencją kolektywnego odczuwania i tworzenia. Odważnego (dużo razy to dziś tutaj padnie) postawienia na minimalizm formy, darowania sobie tego całego zestawu środków, na które przecież całą trójkę stać. Każdy z nich to muzyk znakomity. A jednak płyną sobie tak przez 40 minut. I żeby was czasem to „sobie” nie zmyliło. Nie ma w tym żadnej frywolności. Czuć koncentrację, skupienie na każdym dźwięku i pełne porozumienie.



Jako że już udowodniłem, że na muzyce się nie znam, mogę pozwolić sobie na dyletanckie podsumowanie. O „Elite Feline” w polskim internecie napisano już właściwie wszystko. Cholernie dużo, jak na tak ascetyczną płytę. Ja nie potrafię tak się nią zachwycić, jak wiele mądrzejszych i bardziej doświadczonych muzycznie osób. Ale za każdym razem, kiedy jej słucham, czuję, że dzieją się tam bardzo ważne rzeczy. I to jest właśnie taka płyta.
W kwietniu gościliśmy ich w Szczecinie w ramach cyklu Tego Słucham. Na żywo panowie generują jeszcze inny rodzaj i pułap energii. To oznacza jedno – tam jeszcze są rezerwy. I wygląda na to, że LOTTO nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa.
komentarze