W obawie o przyszłość.
Sunnata to jeden z bandów których poczynania śledzę od wielu lat. Już za czasów Satellite Beaver wiedziałem, że ci faceci robią kawał dobrej muzyki i że w obrębie stonera robią coś zupełnie unikalnego. Przez cały ten czas mocno im kibicowałem i trzymałem kciuki. Gdy przepoczwarzali się w Sunnatę, gdy wydawali pod tym szyldem pierwszy album i teraz też, gdy wiedziałem że szykuje się drugi LP. Wiedziałem, że mogę się po nich spodziewać dobrej płyty, jednak to co usłyszałem na „Zorya” dalece przeszło moje oczekiwania.
Wgnieciony w fotel. Po prostu takim odnalazłem się po przesłuchaniu albumu. Pierwszym momentem który wyprawił mnie w kosmos ze szczęką w dole było to, co wydarzyło się po 4 minutach rozjeżdżania walcem w „Beasts of prey”. Spokojne gitarki i fenomenalna linia basu zrobiły mi niesamowicie dobrze. W zasadzie na całym albumie chwile oddechu przychodzą w momentach kiedy najbardziej go potrzeba, a gdy przestrzenie wyciszą już klimat, wkraczają momenty ciaśniejsze i gęstsze. Panowie z Sunnaty dbają o to, żeby słuchacz był bardzo dobrze zaopiekowany i wychodzą naprzeciw jego potrzebom. Czuję, że dawno nikt nie zadbał o mnie tak jak oni.
Bardzo chciałbym określić gatunkowo Sunnatę. To kuszące, bo z pozoru wydaje się zupełnie prostym zadaniem. Na pewno można tutaj znaleźć dużo sludge`u, stonera i doomu. Jest jednak w tej mieszance jeszcze coś nieoczywistego, grungeowo-noisowego przez co boję się nawet próbować zamykać tę muzykę w jakiejkolwiek szufladzie. Po prostu słucham i cieszę się, że takie granie powstało i powstaje.
„Zorya” to album bardzo spójny mimo długich, złożonych i zróżnicowanych kompozycji. Elementem spajającym i chyba najlepiej definiującym ostateczny kształt muzyki jest wokal. Świetnie zaaranżowany, chwytliwy, bardzo dobrze wykonany i brzmiący. Melodia prowadzi każdy numer na płycie, zawsze znajdując konsensus z ciężkimi gitarami. Połączenie, które może nie przypaść do gustu twardogłowym metalowcom, wyznawcom czystości gatunkowej. Połączenie które ubóstwiam i które wreszcie doczekało się zainteresowania na jakie zasługiwało od dawna, bo Sunnata sukcesywnie prze do przodu i nie ogląda się za siebie. Z płyty na płytę grają coraz lepiej, doskonalą swoją muzykę i coraz wyraźniej określają własny styl który, mam nadzieję, niedługo stanie się rozpoznawalny.
„Zorya” to pozycja obowiązkowa dla każdego zainteresowanego rozwojem polskiej muzyki. Aż boję się pomyśleć co oni jeszcze mogą stworzyć. Zaciskam dalej kciuki i czekam w napięciu.
Sunnata to jeden z bandów których poczynania śledzę od wielu lat. Już za czasów Satellite Beaver wiedziałem, że ci faceci robią kawał dobrej muzyki i że w obrębie stonera robią coś zupełnie unikalnego. Przez cały ten czas mocno im kibicowałem i trzymałem kciuki. Gdy przepoczwarzali się w Sunnatę, gdy wydawali pod tym szyldem pierwszy album i teraz też, gdy wiedziałem że szykuje się drugi LP. Wiedziałem, że mogę się po nich spodziewać dobrej płyty, jednak to co usłyszałem na „Zorya” dalece przeszło moje oczekiwania.
Wgnieciony w fotel. Po prostu takim odnalazłem się po przesłuchaniu albumu. Pierwszym momentem który wyprawił mnie w kosmos ze szczęką w dole było to, co wydarzyło się po 4 minutach rozjeżdżania walcem w „Beasts of prey”. Spokojne gitarki i fenomenalna linia basu zrobiły mi niesamowicie dobrze. W zasadzie na całym albumie chwile oddechu przychodzą w momentach kiedy najbardziej go potrzeba, a gdy przestrzenie wyciszą już klimat, wkraczają momenty ciaśniejsze i gęstsze. Panowie z Sunnaty dbają o to, żeby słuchacz był bardzo dobrze zaopiekowany i wychodzą naprzeciw jego potrzebom. Czuję, że dawno nikt nie zadbał o mnie tak jak oni.
Bardzo chciałbym określić gatunkowo Sunnatę. To kuszące, bo z pozoru wydaje się zupełnie prostym zadaniem. Na pewno można tutaj znaleźć dużo sludge`u, stonera i doomu. Jest jednak w tej mieszance jeszcze coś nieoczywistego, grungeowo-noisowego przez co boję się nawet próbować zamykać tę muzykę w jakiejkolwiek szufladzie. Po prostu słucham i cieszę się, że takie granie powstało i powstaje.
„Zorya” to album bardzo spójny mimo długich, złożonych i zróżnicowanych kompozycji. Elementem spajającym i chyba najlepiej definiującym ostateczny kształt muzyki jest wokal. Świetnie zaaranżowany, chwytliwy, bardzo dobrze wykonany i brzmiący. Melodia prowadzi każdy numer na płycie, zawsze znajdując konsensus z ciężkimi gitarami. Połączenie, które może nie przypaść do gustu twardogłowym metalowcom, wyznawcom czystości gatunkowej. Połączenie które ubóstwiam i które wreszcie doczekało się zainteresowania na jakie zasługiwało od dawna, bo Sunnata sukcesywnie prze do przodu i nie ogląda się za siebie. Z płyty na płytę grają coraz lepiej, doskonalą swoją muzykę i coraz wyraźniej określają własny styl który, mam nadzieję, niedługo stanie się rozpoznawalny.
„Zorya” to pozycja obowiązkowa dla każdego zainteresowanego rozwojem polskiej muzyki. Aż boję się pomyśleć co oni jeszcze mogą stworzyć. Zaciskam dalej kciuki i czekam w napięciu.
komentarze