Dobrze było i dobrze jest.
Artykuły były jednym z objawień 2015 roku. Dwiema bardzo mocnymi epkami, z marca i listopada chyżym susem zameldowali się wśród najciekawszych głośnych kapel nad Wisłą. Nie zwalniają tempa. W czerwcu znienacka wyskoczyli ze swoim pierwszym długim albumem.
Wcześniej ich wydawnictwa mieściły mniej więcej po połowie: krótkie, wartkie, pełne energii noise-rockowe petardy; i dłuższe kompozycje, w których lubili rozkręcić piece i popłynąć w swobodnym hałasowaniu.
„Dobrze to już było” niesie zmiany. Przede wszystkim rozrośli się chwilowo do kwartetu, dzięki dokooptowaniu na gitarze Alessandro Incorvaii. „Ale” to wprawiony kompan, który często z Artykułami ruszał w trasy, dając przed nimi ambientowe supporty. Bywało, że kończyło się to wspólnym improwizowaniem już po koncercie. Tak też było, kiedy gościliśmy ich w Domku Grabarza. Jego wstąpienie w szeregi zespołu nie było więc żadnym zaskoczeniem. Nie jest również zaskoczeniem, że pociągnął grupę w swoje ulubione rewiry – ambienty. I że zabrał ze sobą swój kochany ksylofon, który słyszymy na płycie.
Rolniaki wygrywali wcześniej prostymi, nośnymi numerami. Teraz stawiają na klimat i siłę improwizacji. Mniej jest noise rockowego nakurwu, więcej pełzającej psychodelii, przez którą przebija się i noise, i amient, i post-rock. Bardzo dobrze nastrój płyty oddaje jej okładka. Enigmatyczna atmosfera, niewyraźne melodie, przy tym konkretne brzmienie i drzemiąca, czekająca na odpalenie siła. Mają też coś w „starym stylu”, czyli „Trupy” – już w dobrze znanej nam konwencji krótkich, zabijających numerów. Dla mnie to jedna z ulubionych piosenek Artykułów.
„Dobrze to już było” powstała w naprawdę niecodzienny sposób, podczas szybkiego, trzygodzinnego wejścia do studia. Czyli właściwie jest to zapis dłuższej improwizacji. Chylę czoła, bo prawie tego nie słychać. Ile zespołów męczyłoby się tygodniami i miesiącami, aby otrzymać taki efekt? Ale nie udało się także uniknąć kilku mało wnoszących dłużyzn („Kosmos”, „Na południe”). Również teksty chwilami brzmią jakby były od czapy. Ale to mało znaczące pozycje po stronie strat. Po stronie zysków zaś tłoczno.
Szanuję odwagę i dystans krakowiaków. Bo potrzeba jednego i drugiego, aby swój długogrający debiut stworzyć na takim spontanie. „Dobrze to już było” to pokaz muzycznej uniwersalności, otwartości umysłów i drygu do improwizacji. Przede wszystkim jednak, to płyta, która broni się sama przez się. Wkrótce Alessandro spada z kraju, więc AR powrócą do formatu trio. Czy oznacza to, że wrócą również do stylu z czasów pierwszych epek? Na razie wiadomo, że niektóre numery z LP wchodzą do seta koncertowego. My sprawdzimy to w ten weekend na Fląder Festiwalu w Gdańsku.
Ps: prawdopodobnie to jedyny przypadek, w którym recenzja powstawała dłużej niż płyta.
Artykuły były jednym z objawień 2015 roku. Dwiema bardzo mocnymi epkami, z marca i listopada chyżym susem zameldowali się wśród najciekawszych głośnych kapel nad Wisłą. Nie zwalniają tempa. W czerwcu znienacka wyskoczyli ze swoim pierwszym długim albumem.
Wcześniej ich wydawnictwa mieściły mniej więcej po połowie: krótkie, wartkie, pełne energii noise-rockowe petardy; i dłuższe kompozycje, w których lubili rozkręcić piece i popłynąć w swobodnym hałasowaniu.
„Dobrze to już było” niesie zmiany. Przede wszystkim rozrośli się chwilowo do kwartetu, dzięki dokooptowaniu na gitarze Alessandro Incorvaii. „Ale” to wprawiony kompan, który często z Artykułami ruszał w trasy, dając przed nimi ambientowe supporty. Bywało, że kończyło się to wspólnym improwizowaniem już po koncercie. Tak też było, kiedy gościliśmy ich w Domku Grabarza. Jego wstąpienie w szeregi zespołu nie było więc żadnym zaskoczeniem. Nie jest również zaskoczeniem, że pociągnął grupę w swoje ulubione rewiry – ambienty. I że zabrał ze sobą swój kochany ksylofon, który słyszymy na płycie.
Rolniaki wygrywali wcześniej prostymi, nośnymi numerami. Teraz stawiają na klimat i siłę improwizacji. Mniej jest noise rockowego nakurwu, więcej pełzającej psychodelii, przez którą przebija się i noise, i amient, i post-rock. Bardzo dobrze nastrój płyty oddaje jej okładka. Enigmatyczna atmosfera, niewyraźne melodie, przy tym konkretne brzmienie i drzemiąca, czekająca na odpalenie siła. Mają też coś w „starym stylu”, czyli „Trupy” – już w dobrze znanej nam konwencji krótkich, zabijających numerów. Dla mnie to jedna z ulubionych piosenek Artykułów.
„Dobrze to już było” powstała w naprawdę niecodzienny sposób, podczas szybkiego, trzygodzinnego wejścia do studia. Czyli właściwie jest to zapis dłuższej improwizacji. Chylę czoła, bo prawie tego nie słychać. Ile zespołów męczyłoby się tygodniami i miesiącami, aby otrzymać taki efekt? Ale nie udało się także uniknąć kilku mało wnoszących dłużyzn („Kosmos”, „Na południe”). Również teksty chwilami brzmią jakby były od czapy. Ale to mało znaczące pozycje po stronie strat. Po stronie zysków zaś tłoczno.
Szanuję odwagę i dystans krakowiaków. Bo potrzeba jednego i drugiego, aby swój długogrający debiut stworzyć na takim spontanie. „Dobrze to już było” to pokaz muzycznej uniwersalności, otwartości umysłów i drygu do improwizacji. Przede wszystkim jednak, to płyta, która broni się sama przez się. Wkrótce Alessandro spada z kraju, więc AR powrócą do formatu trio. Czy oznacza to, że wrócą również do stylu z czasów pierwszych epek? Na razie wiadomo, że niektóre numery z LP wchodzą do seta koncertowego. My sprawdzimy to w ten weekend na Fląder Festiwalu w Gdańsku.
Ps: prawdopodobnie to jedyny przypadek, w którym recenzja powstawała dłużej niż płyta.
komentarze