Na Government Flu u bukmacherów nie zarobicie.
Wierzyć mi się nie chce, że od ostatniej płyty GF minęły już dwa lata! Może to przez to, że ta ekipa często gości na moich słuchawkach. Przypuszczam, że tak samo, jak w przypadku większości fanów polskiego hardkora. Od lat są jedną z najważniejszych ekip tej sceny.
W 2014 wypuścili nawet dwie rzeczy, LP i zaraz potem EP z odrzutami, które niczym sobie na to miano nie zasłużyły. Końcówka lipca 2016 przynosi świeży, długogrający materiał. Jak zawsze w ich przypadku, tyczy się to szerokiej formy albumu (ilość numerów), bo tradycyjnie dostajemy coś koło kwadransa konkretnego napierdolu.
Government Flu to skład wyjątkowo godny zaufania. Gdyby przyjmowano zakłady, czy następny ich album będzie zajebisty, dobry, czy chujowy, u buków na pierwszej opcji gówno byście zarobili. „Vile Life” to kolejny album zagrany na maxa. Znowu brzmią rewelacyjnie, znowu porywają agresją, pasją i tym, jak wściekle wyrzygują frustrację, wkurwienie i obrzydzenie. Bo trzeba pamiętać, że darcie mordy u GF to wręcz finezja.
Na „Vile Life” oldskulowy hardkor emanuje furią, której bliżej już do powerviolence, a tempa wymieniają się z tych bardziej motorycznych, wyważonych („To The Grave”) z szalonymi szturmami („Back On A Leash”, „Sold Cheap”). Wszystko to zagrane jest z pomysłem, niekonwencjonalnie. Zwyczajnie ciekawie. Przyznam, że ciężko mi rozłożyć ich fenomen na czynniki pierwsze. Duch eksperymentowania w ich muzyce jest prawie niewidoczny, ale jakże wyczuwalny. Ci goście ostatnio mają po prostu złoty patent na kapitalne płyty. Może i oznacza to, że trudniej zaskoczyć, ale to wciąż sytuacja win-win. O ich poprzednim LP Igor pisał u nas, że gdyby miał dawać ocenę, nie zawahałby się wyłożyć maxa. Po dwóch latach i ja nie mam takich wątpliwości.
Nowy album przynosi też drugi w ich historii numer po polsku- „Szczury" zespołu Trafiedia. Utwór swego czasu wykonywany przez Post Regiment (wcześniej był tylko cover Abaddona „Walcz o siebie” z epki "Holes").
W co można inwestować w tych niepewnych czasach? Zdecydowanie w muzykę GF. Będzie to was trochę kosztowało, bo elektroniczna wersja z bandcampa stoi po 666 złociszy. Trochę szkoda, bo chciałoby się wrzucić tę płytę na słuchawki. Przyjdzie czekać na koncerty. Podłe to życie.
Wierzyć mi się nie chce, że od ostatniej płyty GF minęły już dwa lata! Może to przez to, że ta ekipa często gości na moich słuchawkach. Przypuszczam, że tak samo, jak w przypadku większości fanów polskiego hardkora. Od lat są jedną z najważniejszych ekip tej sceny.
W 2014 wypuścili nawet dwie rzeczy, LP i zaraz potem EP z odrzutami, które niczym sobie na to miano nie zasłużyły. Końcówka lipca 2016 przynosi świeży, długogrający materiał. Jak zawsze w ich przypadku, tyczy się to szerokiej formy albumu (ilość numerów), bo tradycyjnie dostajemy coś koło kwadransa konkretnego napierdolu.
Government Flu to skład wyjątkowo godny zaufania. Gdyby przyjmowano zakłady, czy następny ich album będzie zajebisty, dobry, czy chujowy, u buków na pierwszej opcji gówno byście zarobili. „Vile Life” to kolejny album zagrany na maxa. Znowu brzmią rewelacyjnie, znowu porywają agresją, pasją i tym, jak wściekle wyrzygują frustrację, wkurwienie i obrzydzenie. Bo trzeba pamiętać, że darcie mordy u GF to wręcz finezja.
Na „Vile Life” oldskulowy hardkor emanuje furią, której bliżej już do powerviolence, a tempa wymieniają się z tych bardziej motorycznych, wyważonych („To The Grave”) z szalonymi szturmami („Back On A Leash”, „Sold Cheap”). Wszystko to zagrane jest z pomysłem, niekonwencjonalnie. Zwyczajnie ciekawie. Przyznam, że ciężko mi rozłożyć ich fenomen na czynniki pierwsze. Duch eksperymentowania w ich muzyce jest prawie niewidoczny, ale jakże wyczuwalny. Ci goście ostatnio mają po prostu złoty patent na kapitalne płyty. Może i oznacza to, że trudniej zaskoczyć, ale to wciąż sytuacja win-win. O ich poprzednim LP Igor pisał u nas, że gdyby miał dawać ocenę, nie zawahałby się wyłożyć maxa. Po dwóch latach i ja nie mam takich wątpliwości.
Nowy album przynosi też drugi w ich historii numer po polsku- „Szczury" zespołu Trafiedia. Utwór swego czasu wykonywany przez Post Regiment (wcześniej był tylko cover Abaddona „Walcz o siebie” z epki "Holes").
W co można inwestować w tych niepewnych czasach? Zdecydowanie w muzykę GF. Będzie to was trochę kosztowało, bo elektroniczna wersja z bandcampa stoi po 666 złociszy. Trochę szkoda, bo chciałoby się wrzucić tę płytę na słuchawki. Przyjdzie czekać na koncerty. Podłe to życie.
komentarze