Brutalna lekcja uczuć.
Można się zdziwić – pomyślałem, spoglądając na okładkę, która pasuje do popowego albumu; na nazwę, idealną dla wąsatych dziadów zasuwających śmierdzącego sparciałą sofą blues rocka; oraz tytuł, wyjęty żywcem z płyt gitarowych songwriterskich smutasów.
Duży Jack tkwił jakby w hibernacji. Gdzieś się przewinął na Lado w Mieście 2014, potem jeszcze gdzieś, ale ogólnie wie o nich raczej wąskie grono osób. Zapewne zmieni się to dzięki wydanej właśnie płycie. No właśnie. Kto zacz? Duży Jack to Paweł „Bebech” Górski na gitarze barytonowej oraz Tomasz Dubiel na perkusji. Do nich dołączyli Piotrek Bukowski (Xenony, Hokei) grający na gitarze oraz Łukasz Jędrzejczak (T’ien Lai, Alameda 5) na wokalu.
Zmylony dezorientującym hattrickiem przypadkowy przechodzień, który sięgnie do wnętrza, może się zdziwić, kiedy wyłapie prosto w ryj porcję nakurwu o mocy 300 kociołków Panoramiksa. Myślę, że ta płyta zaskoczy też fanów katalogu LADO ABC, bo choć wątków eksperymentalnych tam nie brakuje i pojawia się wielbiony syntezator, to całość oscyluje wokół bezkompromisowego noise-rocka i post-hardcore’a. I nie ma tu zmiłuj. Duży Jack chwilami brzmi tak, jakby każdym kolejnym uderzeniem w struny i talerze odpalał w naszym kierunku pocisk o kalibrze urywającym głowę.
Płyta „Uczucia” jest hybrydą. A jak wiadomo, te są najciekawsze. Pojawiają się szorstkie melodie, ale przyszło im funkcjonować w niebywale nieprzyjaznym środowisku. Co rusz atakowane są wściekłymi zrywami, nawałnicą garów i rzężących gitar. Brzmi jak marzenie? Tak. To spełnienie marzeń. Znajdziecie tam pięknie wyważone proporcje między opanowaniem, precyzją i zmysłem kompozytorskim, a najczystszym funem z siania zamętu, brutalnego hałasu i wściekłego darcia mordy. Znajdziecie tam harmonię na linii charcząca produkcja – selektywność instrumentów. Porozumienie pomiędzy szaleństwem i przebojowością. Oraz wiele innych kontrastów i anomalii.
Aby w skrócie nakreślić, jak niezdrowym osobnikiem jest nasza hybryda, zaznaczę tylko, że w genotypie odnotowano zakłócenia południowo brzmiących gitar, odpryski od psychodelii oraz fatalne w skutkach mutacje genu odpowiedzialnego za subtelność – odczuwalne zwłaszcza w takich numerach, jak „Celujący”, „Twoja Stara Is The New Black”, „Magnum” i „Nike”.
Po zetknięciu się z „Uczuciami” powstrzymywałem euforię, tonując nastroje wizją ewentualnego zużycia przy kolejnych odtworzeniach. Po kilkudziesięciu nie zamierzam już niczego hamować. To najlepsze 23 minuty, jakie możecie znaleźć w tym roku nad Wisłą. I choć jak ognia unikam tego typu stwierdzeń, to jednak muszę – nie wiem co by się jeszcze musiało wydarzyć, żeby nie była to płyta roku. Trzeba być zupełnie nieczułą osobą, żeby nie docenić jej piękna. Pełen zachwyt.
Można się zdziwić – pomyślałem, spoglądając na okładkę, która pasuje do popowego albumu; na nazwę, idealną dla wąsatych dziadów zasuwających śmierdzącego sparciałą sofą blues rocka; oraz tytuł, wyjęty żywcem z płyt gitarowych songwriterskich smutasów.
Duży Jack tkwił jakby w hibernacji. Gdzieś się przewinął na Lado w Mieście 2014, potem jeszcze gdzieś, ale ogólnie wie o nich raczej wąskie grono osób. Zapewne zmieni się to dzięki wydanej właśnie płycie. No właśnie. Kto zacz? Duży Jack to Paweł „Bebech” Górski na gitarze barytonowej oraz Tomasz Dubiel na perkusji. Do nich dołączyli Piotrek Bukowski (Xenony, Hokei) grający na gitarze oraz Łukasz Jędrzejczak (T’ien Lai, Alameda 5) na wokalu.
Zmylony dezorientującym hattrickiem przypadkowy przechodzień, który sięgnie do wnętrza, może się zdziwić, kiedy wyłapie prosto w ryj porcję nakurwu o mocy 300 kociołków Panoramiksa. Myślę, że ta płyta zaskoczy też fanów katalogu LADO ABC, bo choć wątków eksperymentalnych tam nie brakuje i pojawia się wielbiony syntezator, to całość oscyluje wokół bezkompromisowego noise-rocka i post-hardcore’a. I nie ma tu zmiłuj. Duży Jack chwilami brzmi tak, jakby każdym kolejnym uderzeniem w struny i talerze odpalał w naszym kierunku pocisk o kalibrze urywającym głowę.
Płyta „Uczucia” jest hybrydą. A jak wiadomo, te są najciekawsze. Pojawiają się szorstkie melodie, ale przyszło im funkcjonować w niebywale nieprzyjaznym środowisku. Co rusz atakowane są wściekłymi zrywami, nawałnicą garów i rzężących gitar. Brzmi jak marzenie? Tak. To spełnienie marzeń. Znajdziecie tam pięknie wyważone proporcje między opanowaniem, precyzją i zmysłem kompozytorskim, a najczystszym funem z siania zamętu, brutalnego hałasu i wściekłego darcia mordy. Znajdziecie tam harmonię na linii charcząca produkcja – selektywność instrumentów. Porozumienie pomiędzy szaleństwem i przebojowością. Oraz wiele innych kontrastów i anomalii.
Aby w skrócie nakreślić, jak niezdrowym osobnikiem jest nasza hybryda, zaznaczę tylko, że w genotypie odnotowano zakłócenia południowo brzmiących gitar, odpryski od psychodelii oraz fatalne w skutkach mutacje genu odpowiedzialnego za subtelność – odczuwalne zwłaszcza w takich numerach, jak „Celujący”, „Twoja Stara Is The New Black”, „Magnum” i „Nike”.
Po zetknięciu się z „Uczuciami” powstrzymywałem euforię, tonując nastroje wizją ewentualnego zużycia przy kolejnych odtworzeniach. Po kilkudziesięciu nie zamierzam już niczego hamować. To najlepsze 23 minuty, jakie możecie znaleźć w tym roku nad Wisłą. I choć jak ognia unikam tego typu stwierdzeń, to jednak muszę – nie wiem co by się jeszcze musiało wydarzyć, żeby nie była to płyta roku. Trzeba być zupełnie nieczułą osobą, żeby nie docenić jej piękna. Pełen zachwyt.
komentarze