Wyjątkowo głośne te Gołębie.
Pochodzą z Poznania. Mateusz Gawinecki, Mikołaj Andrzejewski i Jakub Lemiszewski to wciąż młodzieńcy, ale ciężko nazwać ich debiutantami. Zwłaszcza Lemiesza – grającego w 300 zespołach (Graveyard Drug Party, Złota Jesień, Sierść) i w dodatku w każdym na czymś innym. W GDP i Sierści na gitarze, w ZJ na basie, a w Gołębiach na perkusji. A solo tworzy jeszcze elektronikę. Nieźle, nie? Jednak jako Gołębie tą właśnie epką debiutują. I materiał to całkiem świeży, bo wyszedł 20 sierpnia.
„Dachy” to jedna ścieżka z mgliście zaznaczonym podziałem na trzy numery. Na tyle mgliście, że całość brzmi jak zapis jednej zwartej sesji. Stąd i tytuł ciągiem „Kapuściska/Dębiec/Rubinkowo”. Epka skrywa niespełna 20 minut muzyki, którą można próbować spozycjonować gdzieś między wpierdolem Melisy i psot rockiem Złotej Jesieni. Gołębie są z tymi składami powiązane i czuć, że siedzą w podobnych inspiracjach. Na przykład to, jak traktują wokal – nie ma być zrozumiały, nie ma być na drugim planie. Jest tłem, cieniem instrumentów, albo co najwyżej jednym z nich, kiedy pojawia się z przodu w postaci chmury przesteru. Tworzy to niesamowity klimat rodem z andergrandowych piwnic. Albo to, jak Gołębie w swobodny sposób - improwizowany i punkowy, balansują między melodią, krzykiem gitar, nojzowymi sprzęgami i psychodelią. Jak wychodzą z cichych, niemrawych, outsiderskich momentów i rozkręcają się w hałasie. Nie jest to jednak nojz rozwydrzony – widać tu dużą świadomość w doborze środków, którymi operują.
Gdzieś mi się obiły wcześniej Gołębie, tu i tam, ale że wjadą tak na ostro, to się nie spodziewałem. A tymczasem „Dachy” dobijają do grona najciekawszych hałasów z ostatnich tygodni/miesięcy, obok płyty Dużego Jacka i epki Złotej Jesieni.
Pochodzą z Poznania. Mateusz Gawinecki, Mikołaj Andrzejewski i Jakub Lemiszewski to wciąż młodzieńcy, ale ciężko nazwać ich debiutantami. Zwłaszcza Lemiesza – grającego w 300 zespołach (Graveyard Drug Party, Złota Jesień, Sierść) i w dodatku w każdym na czymś innym. W GDP i Sierści na gitarze, w ZJ na basie, a w Gołębiach na perkusji. A solo tworzy jeszcze elektronikę. Nieźle, nie? Jednak jako Gołębie tą właśnie epką debiutują. I materiał to całkiem świeży, bo wyszedł 20 sierpnia.
„Dachy” to jedna ścieżka z mgliście zaznaczonym podziałem na trzy numery. Na tyle mgliście, że całość brzmi jak zapis jednej zwartej sesji. Stąd i tytuł ciągiem „Kapuściska/Dębiec/Rubinkowo”. Epka skrywa niespełna 20 minut muzyki, którą można próbować spozycjonować gdzieś między wpierdolem Melisy i psot rockiem Złotej Jesieni. Gołębie są z tymi składami powiązane i czuć, że siedzą w podobnych inspiracjach. Na przykład to, jak traktują wokal – nie ma być zrozumiały, nie ma być na drugim planie. Jest tłem, cieniem instrumentów, albo co najwyżej jednym z nich, kiedy pojawia się z przodu w postaci chmury przesteru. Tworzy to niesamowity klimat rodem z andergrandowych piwnic. Albo to, jak Gołębie w swobodny sposób - improwizowany i punkowy, balansują między melodią, krzykiem gitar, nojzowymi sprzęgami i psychodelią. Jak wychodzą z cichych, niemrawych, outsiderskich momentów i rozkręcają się w hałasie. Nie jest to jednak nojz rozwydrzony – widać tu dużą świadomość w doborze środków, którymi operują.
Gdzieś mi się obiły wcześniej Gołębie, tu i tam, ale że wjadą tak na ostro, to się nie spodziewałem. A tymczasem „Dachy” dobijają do grona najciekawszych hałasów z ostatnich tygodni/miesięcy, obok płyty Dużego Jacka i epki Złotej Jesieni.
komentarze